„Stare budynki z niskimi czynszami są inkubatorem nowych działań.”
Jane Jacobs

O stopniowej gentryfikacji Brooklynu można mówić od momentu, gdy zaczęli się tam sprowadzać artyści, pisarze i muzycy. To oni zainicjowali zmiany i stali się współtwórcami innego, nowego wyobrażenia o dzielnicy; tytuł rozdziału książki Sharon Zukin  ̶  How Brooklyn Became Cool (Zukin 2010)  ̶  znakomicie to oddaje. Ten melanż „dawnego” i „nowego” został też uroczo uchwycony w Dymie Paula Austera i Wayna Wanga (1995), jak i w bardziej „dokumentalnym” Brooklyn Boogie (1995). Nieco podobnie można myśleć o warszawskiej Pradze. Poza pracowniami artystów, pojawiły się tam lokale i puby oraz inne miejsca przyjazne różnorodności i kulturze alternatywnej, przyciągające klientów także z lewobrzeżnej Warszawy. Dzięki temu stała się ona „znana”, czyli zauważona (zdajemy sobie sprawę z pewnej ambiwalencji tego określenia).

Obecnie nastał czas Grochowa. To miejsce szczególne na mapie Warszawy. Jak cała prawostronna część stolicy, bardziej zaniedbane i peryferyjne, ale jednocześnie odmienne od Pragi (Północ), która ma bardziej (wielko)miejski charakter. Kiedy trzy lata temu zaczynaliśmy nasze badania, na Grochowie doskonale funkcjonowały jeszcze dwa duże bazary: „na Szembeku” i drugi przy rondzie Wiatraczna, na tyłach Universamu Grochów. Gdy piszemy te słowa, bazar na Szembeku stopniowo zamiera, „eksmitowany” partiami przez powstające Centrum Handlowe „Szembek”. Z końcem 2015 roku zamknięty został Universam  ̶  pierwsza w Polsce galeria handlowa. Zamknięcie przylegającego doń bazaru jest więc poniekąd przesądzone i pozostaje raczej kwestią czasu.

Nowe miejsca na mapie

Rozmowy z mieszkańcami dotyczące zamykania bazarów (nie należy tego mylić z konsultacjami społecznymi, których w zasadzie nie było) zbiegły się z innymi zmianami: kilka dawnych lokali zniknęło, niektóre nowsze nie utrzymały się zbyt długo (Dziwny świat Edwarda M, Legalna), ale pojawiły się też kolejne, m.in. dwie klubokawiarnie: Kicia Kocia i Grochownia. Obie z aspiracjami do wrośnięcia w lokalność, odnalezienia się w nowych czasach, nowej rzeczywistości zmieniającej się dzielnicy, ale też do oferowania czegoś więcej niż tylko usługę gastronomiczną. Pomysłodawcami Grochowni byli mieszkańcy Saskiej Kępy, Kici Koci zaś – osiadły stosunkowo niedawno w Warszawie (czego nie ukrywa) Cezary Polak, dziennikarz, varsavianista, animator kultury i aktywista miejski.

Bazar i klubokawiarnia. To dwa miejsca spotkań ludzi, mające niemniej odmienny charakter i tworzące dla nich nieco inny kontekst społeczny. Bazary są nie tylko miejscem wymiany ekonomicznej, lecz także centrum wymiany informacji (zob. także Geertz 1978). Pod tym względem klubokawiarnie przypominają bazary, są czymś więcej niż kawiarnie – to miejsca w antropologicznym znaczeniu tego słowa, skupiające ludzi i tworzące pewnego rodzaju społeczność (klub).

Obie klubokawiarnie prosperują do dziś, choć nie obyło się bez pewnych zmian. Od kilku miesięcy Kicia Kocia funkcjonuje w większym lokalu pod nowym adresem, Grochownia z kolei zmieniła najemców. W niniejszym szkicu chcielibyśmy skoncentrować się na zamkniętej już historii Kici Koci, która między 25 stycznia 2013 a wiosną 2015 działała przy Garibaldiego 5a, w budynku po dawnej kotłowni. Nowa lokalizacja i duża popularność lokalu zmieni zapewne nieco jego charakter.

W tym tekście interesuje nas przede wszystkim historia funkcjonowania klubokawiarni Kicia Kocia w nieistniejącej już lokalizacji. Staraliśmy się regularnie monitorować wydarzenia, które się w niej odbywały, organizowane lub współorganizowane przez osoby ją prowadzące, oraz uczestniczyć w wybranych (obserwacja uczestnicząca). Czasem było to nawet kilka różnych spotkań w tygodniu – wielość i różnorodność można by uznać za dewizę klubu. W wielu rozmowach prowadzonych na różne tematy związane z naszymi badaniami, wielokrotnie pojawiały się również wątki dotyczące działalności Kici Koci. Pretekstem do rozwinięcia tego tematu w czasie wywiadów były opowieści rozmówców o współpracy z klubokawiarnią lub też ich refleksje dotyczące obserwowanych przemian dzielnicy. Przeprowadziliśmy także wiele rozmów swobodnych z Cezarym Polakiem, właścicielem Kici Koci, dotyczących bieżących wydarzeń i problemów związanych z prowadzeniem biznesu; zarejestrowaliśmy jeden wywiad pogłębiony, którego celem było usystematyzowanie naszej wiedzy dotyczącej historii Kici Koci. Przede wszystkim jednak opieramy się na naszych notatkach i zebranych lub wytworzonych materiałach dokumentujących działalność i wykorzystujemy zapisy rozmów dotyczących działania na Grochowie.

Badanie tworzenia nowego miejsca na mapie życia społeczno-kulturalnego dzielnicy interesowało nas z dwóch względów. Po pierwsze, umożliwia pokazanie tego, w jaki sposób w proces ten uwikłane jest działanie rozmaitych czynników: administracyjnych, ekonomicznych, historycznych, kulturowych i społecznych, po drugie – prześledzenie tego, jak powstaje nowy makro-aktor dzięki wytworzeniu dużej liczby powiązań (Latour 2010). Obie kwestie są niezwykle istotne z perspektywy głównych pytań badawczych, na które chcieliśmy odpowiedzieć w ramach modułu Aktywności miejskie.

Kicia Kocia, czyli codzienność

Na Facebooku znaleźć można dwie nazwy albo raczej dookreślenia charakteru działalności Klubokawiarni Kicia Kocia: „Kultura Kawa Sztuka” oraz – nieco późniejsze – „Kino · Kawiarnia · Dom kultury”. Bardzo jasno wskazują dwa obszary działania: jeden związany z gastronomicznym charakterem lokalu, drugi – z działaniem kulturotwórczym, do czego jeszcze wrócimy.

Patronem lokalu stał się Miron Białoszewski. Jego ostatnie mieszkanie na tyłach Saskiej Kępy, przy ulicy Lizbońskiej mieściło się w odległości (w linii prostej) niespełna dwóch i pół kilometra. Grochów był również miejscem peregrynacji Białoszewskiego – zauważa Polak. W istocie tu właśnie, na ulicy Grochowskiej, mieszkała Halina Pfeffer-Oberländer, bohaterka Kabaretu Białoszewskiego nazywana przez niego Kicią Kocią. Na otwarcie klubokawiarni zostali zaproszeni „strażnicy pamięci” Białoszewskiego, za jakich można uznać Annę, Justynę i Tadeusza Sobolewskich (zob. też np. Sobolewski 2008). Pfeffer-Oberländer pojawiła się zaś na jednym ze spotkań zorganizowanych w klubokawiarni. Polak wspomniał także, że wraz z Sobolewskim spacerowali po grochowskich miejscach Białoszewskiego. Spacer wykorzystany był jako narzędzie pozyskiwania, ale i ucieleśnienia wiedzy. Sama nazwa „Kicia Kocia” – wyznał Polak – okazała się świetnym chwytem marketingowym… Łatwo wpadająca w ucho, nawet jeśli nie zawsze i nie przez wszystkich kojarzona jest z Białoszewskim i nawet jeśli nie wszyscy potrafili ją właściwie odmienić.

Warto zaznaczyć, że obranie Białoszewskiego za patrona nie powinno być rozumiane jako odwołanie się do „kultury elitarnej” czy „wyższej”. On sam był przecież mistrzem zapisów z życia. Jego twórczość ma często charakter dziennika i jest właśnie rejestracją codzienności: „moje kawałki-wiersze dziennikowe są naprawdę dziennikowe. Czyli pisanie i życie idą razem. A chwilami są tym samym” (cyt. za: Sobolewski 2012, s. 6). Białoszewski i Kicia Kocia to zatem raczej nawiązania do lokalności, a jednocześnie do szerokiego rozumienia codzienności, kultury codziennej, jej odkrywania i docenienia.

To ważne stwierdzenie. Zacznijmy jednak od początku.

Miejsce i materialność

Znalezienie tego miejsca wcale nie było oczywiste, bo miejsc odpowiednich na otworzenie lokali gastronomicznych – jak się okazuje ‒ nie ma, w dzielnicy zbyt wiele. Z doświadczeń Polaka wynika też, że „szynkarze” niekoniecznie są zawsze mile widzianymi najemcami. Polityka administracyjna nie sprzyja tworzeniu nowych miejsc tego typu. Brakuje nie tylko informacji dla potencjalnych przedsiębiorców dotyczących dostępnych lokali, lecz także zachęcającej polityki ekonomicznej (np. preferencyjnych cen wynajmu).

„W desperacji stanąłem na rondzie [Wiatraczna] i zacząłem spiralnie chodzić, i pukać wszędzie…” – opowiadał Polak. Miejsce po dawnej kotłowni znał wcześniej, niemniej dopiero wówczas zobaczył ogłoszenie o możliwości wynajmu. A lokal ten miał jeszcze tę zaletę, że znajdował się w budynku wolnostojącym, niebędącym w bezpośredniej styczności z lokalami mieszkalnymi. Dlatego, mimo że organizował tu głośne koncerty, nie było właściwie zażaleń ze strony okolicznych mieszkańców.

Niepozorny budynek starej ciepłowni, otoczony niewielkim ogródkiem. Kicia Kocia zajmuje dwie połączone sale. Większa, bardziej podłużna, zwieńczona jest barem. Po przeciwnej stronie niewielkie podwyższenie, służące niekiedy za podium, na którym zasiadali zaproszeni goście. Niezbyt wysoki sufit, wsparty na filarach nośnych, które czasem, niestety, utrudniały widzenie sceny… Nieopodal podium, na białej ścianie czarno-czerwony mural z Mironem Białoszewskim, patronem lokalu. Powołana do życia Biblioteka Społeczna: regały z książkami, które ludzie przynosili, a czasem zapewne wynosili, ale które też czasem czytali. Literacki misz-masz, ale także książki o Grochowie. Mniejsza salka bardziej kwadratowa i ustawna: idealne miejsce do spotkań w mniejszym gronie i pokazów filmów.

Kicia Kocia, luty 2013. Meble pochodzące z darów i zbiórek

Meble również różnorakie, fotele, krzesła, stoliki-ławy, których większość pamięta lata 60. i 70. – ciekawie, różnorodnie, ale schludnie. Pochodzą m.in. ze zbiórek, choć nie tylko. „Meble – mówi w rozmowie z nami Cezary Polak – też nie były przypadkowe. Najpierw były zbierane na Grochowie, gdzie się tylko dało. Były w stylistyce i z czasów, z których pochodziła ciepłownia, a poza tym to było takie wzornictwo, które ja lubię: polskie, zapomniane. Taki też był pomysł, żeby ludzie przychodzący tutaj oglądali dobrze zaprojektowane polskie przedmioty, siedzieli na dobrze zaprojektowanych meblach”.

Miejsce wirtualne i mobilizowanie świata

Sukcesy w pozyskiwaniu kolejnych elementów wyposażenia można było śledzić na Facebooku, a końcowym etapom prac przygotowawczych „w realu” towarzyszyła naprawdę intensywna praca pisarska, choć Polak przyznał, że prywatnego konta nie ma. Umiejętności dziennikarskie bardzo się przy tym przydały. W pewnym sensie Kicia Kocia istniała i była wyczekiwana na długo przed dniem otwarcia lokalu. To trochę jak współcześnie z dziećmi: zanim jeszcze przyjdą na świat rodzice obserwują i „znają” je dzięki USG.

Dziś czytanie wpisów zamieszczonych przed czterema laty jest interesującą lekturą, niemniej pokazuje przede wszystkim, jak miejsce to było wirtualnie tworzone. Facebook przechował bowiem historię skrupulatnego kreowania tożsamości miejsca i budowania społeczności, która zaczęła się tworzyć właśnie dzięki owym wpisom. Anonse i wieści pojawiały się też w innych mediach i na portalach społecznościowych. Na bieżąco można było śledzić zachodzące zmiany. Wirtualność przekładała się na materialność. Facebook, przede wszystkim on, jest tu szczególnym pozytywnym alter ego, partnerem realnej rzeczywistości. Współtworzy społeczność, nadaje moc wyobrażeniom, umożliwia rozmowę, wymianę informacji.

Profil Kici Koci 12 listopada 2012 (czyli przed otwarciem) donosił:

W czasach Gomułki i Gierka przyszła kwatera Kici Koci pełniła funkcję ciepłowni ogrzewającej wodę dla pobliskiego osiedla. Jesteśmy dumni z dziedzictwa. Też będziemy rozgrzewać okolicę, choć nieco innymi, sposobami. Zdjęcie pochodzi z przełomu lat 50. i 60. Przedstawia widok od Al. Stanów Zjednoczonych, niedaleko zbiegu z Rondem Wiatraczna. Tam, gdzie była górka dla saneczkarzy (?), obecnie znajdują się pawilony nazywane przez grochowiaków «Grzybkami». Pamiętacie ten widok?

Kolejne drobne osiągnięcia, kolejne meble, kolejne potyczki z urzędami i ich wyśrubowanymi wymogami. W odpowiedzi na te „donosy z rzeczywistości” pojawiały się komentarze wyrażające wsparcie i zainteresowanie: „dzięki I do zobaczenia w Kici, bo ja już się doczekać nie mogę ;-))) 31 grudzień 2012”.

Pomalowano zewnętrzne ściany budynku, na których wcześniej były napisy graffiti. Na jednej z nich zainstalowany został finezyjny wiszący ogródek (potem zastąpi go mural poświęcony kobietom Grochowa, m.in. z podobizną zastrzelonej w bandyckim napadzie na kibuc Grochów Fridy Wołkowyskiej, a także wizerunkiem imienniczki klubokawiarni – Haliny Pfeffer-Oberländer). W ogródku stanął stary, znaleziony na śmietniku fotel, przemieniony w „klomb” (partyzantka ogrodnicza). Zdjęcia fragmentów muralu (Białoszewskiego), budzą ciekawość. Pojawiają się zapowiedzi rychłego otwarcia rozpoczęcia działalności festiwalem poświęconym Białoszewskiemu. Pod wpisem donoszącym o zakupie nowych nabytków meblowych, jeden ze zniecierpliwionych internautów gratuluje foteli i pyta, kiedy w końcu nastąpi otwarcie.

Dziękujemy  Planujemy już od ponad roku. Tyle zajęło zdobywanie rozmaitych zezwoleń, bo zmienialiśmy sposób użytkowania pomieszczeń z laboratoryjno-warsztatowych na kawiarniane. A ponieważ rejon Ronda Wiatracznego – tak jak większość powierzchni Warszawy i Polski – nie ma planu zagospodarowania przestrzennego, musieliśmy zlecić ekspertyzy i opracowania takie, jakich wymaga się przy budowie nowych gmach, a potem czekać, czekać, czekać… Mimo że wyburzyliśmy tylko półtorej ścianki działowej. Musieliśmy też spełnić wszystkie wyśrubowane normy i zalecenia unijne (ponoć) – na czele z zapewnieniem miejsc parkingowych dla zmotoryzowanej publiczności. I zapewniliśmy je , co zdaje się, jeśli chodzi o kluby i kawiarnie, jest ewenementem. Mamy też m.in. odpowiednio szerokie drzwi, podjazdy i toaletę dla niepełnosprawnych, a także ułatwienia dla rodziców z małymi dziećmi (z dużymi oczywiście też). Oraz dla czworonogów 14 grudzień 2012 o 01:53”

Miał być to zatem lokal otwarty dla różnej klienteli, potencjalnie dla wszystkich – do tej kwestii jeszcze dalej wrócimy.

Menu. Materializacje lokalności

Zajmijmy się teraz „infrastrukturą” spożywczą. W zamyśle właścicieli miał to być lokal wegetariańsko-wegański. Ale to, co niewątpliwie robiło duże wrażenie, to oferta piw i trunków. Warto od razu zaznaczyć, że nie były to powszechnie spotykane marki alkoholi: „więcej byśmy zarobili, sprzedając mainstreamowe alkohole, ale my chcieliśmy sprzedawać polskie rzeczy”. Polak opowiadał o samodzielnych poszukiwaniach lokalnych warzycieli piwa, cydrowników, w końcu o lokalnych nalewkach… O liczbie ponad stu rodzajów „rzemieślniczych” piw wspominał nie tyko w rozmowie z nami. W istocie tak bogata oferta to raczej odzwierciedlenie swego rodzaju hobby niż odpowiedź na wymogi rynku.

Powołana do życia Biblioteka Form Alkoholowych święci triumfy. Nowe „wynalazki” i nabytki często są reklamowane i omawiane na Facebooku. Tym poszukiwaniom polskich form alkoholowych towarzyszy przeświadczenie o wadze lokalności, ale także o tym, co i jak konsumujemy (kulinaria, są ważnym znakiem tożsamości). O kulturowej wadze konsumpcji alkoholu antropolodzy napisali już wiele. Mary Douglas (1987, s. 4) podkreślała, że spożywanie alkoholu jest działaniem społecznym, wykonywanym w określonym kontekście społecznym, a „ogólny wydźwięk antropologicznych rozważań jest taki, że świętowanie jest normalne i że w większości kultur alkohol jest normalnym dodatkiem do świętowania”. Podkreślała także, że nawet pijaństwo jest częścią kultury, ponieważ ludzie oddają się mu zgodnie z wypracowanymi wzorami, różnymi dla poszczególnych kultur. Thomas Wilson (2005, s. 3–4) zauważył natomiast, że w wielu społeczeństwach – jeśli nie we wszystkich – spożywanie alkoholu jest jednym z głównych sposobów wyrażania tożsamości, istotnym elementem konstruowania kultur narodowych. Z perspektywy antropologicznej spożywanie produktów z Biblioteki Form Alkoholowych jest więc czymś więcej niż tylko konsumpcją. Już sama nazwa „biblioteka” kreuje szczególną aurę, symbolicznie lokuje spożywanie alkoholu w polu sztuki i literatury. Prezentowanie i omawianie poszczególnych trunków przy barze, kosztowanie, wybieranie, komentowanie i ocenianie, dzielenie się i znów wymienianie uwag. W ten sposób spożywanie staje się rytuałem, pretekstem do rozmowy ze znajomymi i z nieznajomymi, do wspominania czy opowieści o regionie, z którego pochodzi danych alkohol. Każdy wybór jest wyborem tożsamościowym. Piwo bezglutenowe (czyli bezlepkove, czeskie), prawdziwy mazowiecki cydr, półwytrawny, lekkomusujący, lokalne polskie piwa.

Dążenie do kultywowania lokalności uwidacznia się doskonale również w idei konkursu – Mistrzostw Świata w Piciu Oranżady (pierwsze zawody odbyły się wkrótce po otwarciu lokalu). „Pomysł był taki, żeby nie robić czegoś ze ściśniętą szczęką, tylko żeby przemycać różne rzeczy. Z jednej strony się wygłupiać, ale z drugiej opowiadać pewien kawałek historii przez nasze miasto zaniedbanej, czyli pokazywać resztki kulinarnego dziedzictwa Warszawy. Oranżada jest właśnie jego częścią, i na dodatek była na Grochowie. Nie trzeba się było stąd ruszać.” Ta „zabawa” przyczyniła się do ponownego spopularyzowania marki firmy założonej jeszcze w 1948 roku wytwórni „Ronisz”. Oranżada trafiła do paru kolejnych warszawskich lokali i sklepów i przynajmniej w pewnych kręgach stała się modna. Kicia Kocia odszukała osobę, która potrafiła wyrabiać pańską skórkę, ten osobliwy polski produkt-cukierek, spotykany na odpustach, kiermaszach, przy cmentarzach – przez wielu kojarzony z dzieciństwem. Zaangażowała się w promocję marki lokalnej: grochowskich rurek z kremem z Wiatraka… Małe sukcesy, to też sukcesy… W przestrzeni lokalu znalazło się również miejsce na punkt odbioru Lokalnego Rolnika, grupy zakupowej zamawiającej u – jak sama nazwa wskazuje – lokalnych rolników zdrowe jedzenie produkowane wyłącznie w sposób naturalny.

Lokalność – zarówno ta bliższa grochowska, jak i ta dalsza polska – jest tu priorytetem. To opieranie się globalnym markom i kapitałowi… A także dbałość o „lokalne opowieści”, których fragmenty publikowane były czasem na Facebooku: „i okazało się, że jest fantastyczna ilość fajnych produktów – szczególnie nalewek – które są opowieścią o kulinarnym dziedzictwie, zupełnie niewyzyskanym… Byliśmy świetni w robieniu nalewek, to funkcjonowało jeszcze za komuny, i zostało ścięte tak naprawdę po ‘89…” Wykorzystywanie jedzenia w procesie konstruowania marek lokalnych i tożsamości lokalnej to praktyki cieszące się ostatnio dużym zainteresowaniem ze strony antropologów i socjologów. Zwykle interesują ich jednak inne wymiary tych procesów niż te badane przez nas w Kici Koci. Czym innym jest też opisywana przez Magdalenę Zatorską „lelowskość” konstruowana w odniesieniu do ciulimu. Konstruowanie grochowskości i lokalności nie tyle wiąże się z wykorzystaniem charakterystycznych potraw, które stają się symbolami, ile polega na materializowaniu relacji społecznych (zob. także Zatorska 2015). Piwa, cydry, oranżada, pańska skórka, produkty od Lokalnego rolnika stają się łącznikami pomiędzy ludźmi oraz innymi produktami. Kicia Kocia nie jest w tym sensie tylko miejscem, w którym można je wszystkie kupić, ale miejscem, które one współtworzą. Opowieści i relacje, które te produkty materializują, mobilizują ludzi do współbycia, współdziałania.

Narzędzia do tworzenia wspólnoty albo zaangażowanie społeczne

To, co opisaliśmy wyżej, to z naszego punktu widzenia dopiero startery do kulturalnego życia Kici Koci. Lokal stał się bowiem ważnym ośrodkiem spotkań poświęconych kwestiom społecznym, także tym, które są ważne dla lokalnych mieszkańców. Praktycznie od samego początku angażuje się w organizacje spotkań istotnych dla mieszkańców dzielnicy. Za jedną z najważniejszych cech lokalu Polak uznaje zresztą swoisty egalitaryzm, również wiekowy:

Jest w Polsce grupa ludzi wiekowo wykluczonych, nie mają swoich miejsc (…) w Warszawie są miejsca albo hipsterskie, albo nowobogackie, albo mocno sprofilowane. Nie ma natomiast czegoś takiego, takiej instytucji kultury czy życia społecznego, jak pub w Irlandii. Instytucji, która jest pewnym centrum życia kulturalnego i buduje wokół tego jakąś społeczność, a ta społeczność jest międzypokoleniowa. I jeśli miałbym powiedzieć, co uważam za najfajniejsze, to właśnie to, że do nas przychodzą ludzie w różnym wieku. Jutro przychodzą poważni doktorzy, w wieku też bardzo poważnym, zrobić sobie wigilię, oni poczuli, że tu jest fajnie, a jednocześnie przychodzą metalowcy, jacyś żeglarze czy piwosze… moglibyśmy być multitapem (…) ale nigdy nie chcieliśmy być piwiarnią, lecz stworzyć takie miejsce, jak pub w Irlandii… niestety w Polsce ludzie nie śpiewają, nie muzykują w domach (…) ale udało się, przychodzą ludzie i grają.

Już na początku lutego 2013 roku odbyło się spotkanie dotyczące granic Grochowa i tego, czy nazwa Praga Południe jest zasadna. Inaugurowało ono jednocześnie cykl debat poświęconych kwestiom Grochowa i Warszawy. Swoje spotkania miały tu m.in. Stowarzyszenie imienia Szymona An-skiego (zajmujące się wielokulturowym dziedzictwem Europy Środkowej i Wschodniej, a szczególnie „odkrywaniem” kibucu Grochów), Stowarzyszenie Kraina i grupa Proszę Bardzo (zbierająca m.in. stare zdjęcia z Grochowa), Stowarzyszenie Badawczo-Animacyjne Flâneur (zbierające opowieści z bazaru na Szembeku, a obecnie o Universamie), Centrum Społeczne Paca 40…

Stowarzyszenie im. Szymona Anskiego zorganizowało spacer „O Grochowiakach, których już nie ma – spacer śladami historii Żydów na Grochowie”. W spacerze wzięło udział ponad 50 osób. Spacer rozpoczął się w okolicach Ronda Wiatraczna i zakończył w parku im. płk. Jana Szypowskiego „Leśnika”. Mikrofon trzyma Cezary Polak (Kicia Kocia), który współorganizował ten spacer.

Kicia Kocia organizowała, ale też współorganizowała spacery po Grochowie. Jedną z ważnych historii popularyzowanych i zgłębianych dzięki spacerom była opowieść o „Grochowie filmowym”. Dziś mieści się tu szkoła filmowa, ale też warto pamiętać, że grochowski kibuc – znajdujący się w tym samym rejonie – był miejscem kręcenia filmów w jidisz, które Polak zwykł nazywać „Hollywoodem na Grochowie”. Tu powstały zdjęcia m.in. do Błazna purymowego wyreżyserowanego przez Józefa Greena i Jana Nowina-Przybylskiego (1937) czy Mateczki Greena i Konrada Toma (1938). Oba filmy były pokazywane w Kici Koci.

Powołano też „Latające muzeum”, w ramach którego były zorganizowane pokazy wspomnianych filmów przedwojennych, ale też innych, spektakle teatralne, spotkania z pisarzami (m.in. Andrzejem Stasiukiem, Markiem Bieńczykiem oraz spotkanie promujące książkę-wspomnienie życia na Grochowie), garażówki, potańcówki, biblioteka, bazar książek, Sylwestry. W wielu wpadkach – co warto podkreślić ‒ nie były to tylko incydentalne spotkania, ale wydarzenia wynikające z trwałej współpracy. Można tu wręcz mówić o „sieci przyjaciół Kici Koci”, współtworzących działalność klubu, ale jednocześnie traktujących klubokawiarnię jako (solidnego) partnera do własnych działań.

To, co było typowe dla wszystkich tych spotkań, to to, że tworzyły one przestrzeń współpracy i współbycia. Na wiele z nich przychodzili seniorzy, którzy chętnie i aktywnie brali udział w dyskusjach. Ich zainteresowaniem cieszyły się szczególnie te wydarzenia, które dotyczyły spraw lokalnych (np. przebudowy ronda Wiatraczna) albo historii dzielnicy (PRL na Grochowie). W czasie wspólnego oglądania fotografii wspominano, jak się żyło na Grochowie, i przywoływano wspomnienia z dzieciństwa. Dzięki takim działaniom nie tylko spontanicznie dzielono się wiedzą, lecz także wytwarzano wspólną narrację z wiedzy rozproszonej, która dzięki rozmowom była wywoływana, uzupełniania i weryfikowana. Ten sposób wytwarzania wiedzy wraz ze społecznością lokalną zarówno wykorzystywał Polak, jak i inne osoby zaangażowanie w działania związane z rekonstruowaniem historii Grochowa, na przykład Mania Cieśla i Agata Maksimowska w projekcie dotyczącym historii kibucu Grochów. Starsi grochowiacy, depozytariusze pamięci, nie byli odbiorcami, ale aktywnymi uczestnikami. Dzięki tym spotkaniom zawiązywały się nowe znajomości, często międzypokoleniowe. Bogata historia grochowska performatywnie powstawała w ramach kolejnych spotkań: powtarzano i rozbudowywano kolejne wątki.

Podsumowanie

Można oczywiście uznać, że Kicia Kocia jest nowym miejscem w przestrzeni Grochowa… Ale to będzie tylko część prawdy – w istocie Kicia Kocia jest tyleż miejscem, co systemem relacji, realnych… ale też wirtualnych. Relacji między organizacjami i ludźmi, ale także między przeszłością i teraźniejszością, lokalnością i pozalokalnością, różnymi grupami wiekowymi i środowiskami. Stała się ona szczególnym centrum, symbolem zmiany, w której trwałość odgrywa ważną rolę. Miejmy nadzieję, że w nowej lokalizacji uda się kontynuować te działania.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *